-Wpuścisz
mnie do środka?- z otępienia wyrwał mnie głos Maćka. Popatrzyłam chłopakowi
przez chwilę w oczy po czym ruchem ręki zaprosiłam gościa do domu. Przeszliśmy
do salonu gdzie rozsiadł się wygodnie na kanapie, a ja usiadłam na fotelu obok.
-Jaki jest cel twoje wizyty?- spytałam
po dłuższym czasie milczenia.
-Chciałem z tobą porozmawiać-odpowiedział, na co przewróciłam oczami.
-Nie mogłeś zaczekać z tym do rana?- spytałam z ironią w głosie. Chłopak
uśmiechnął się nieznacznie i utkwił swój wzrok w podłodze.
-Teoretycznie mogłem zaczekać ale coś mnie tchnęło, żeby zrobić to teraz.
-No godzinę wybrałeś sobie idealną… To o czym chcesz rozmawiać?-spytałam cały
czas obserwując go.
-Chciałem… Przede wszystkim powinienem cię przeprosić za moje zachowanie przed
wyjazdem i za to, że się nie odzywałem potem. To tak nie powinno było wyglądać,
nie wiem co we mnie wstąpiło. Chyba po prostu bałem się, że już nie
wrócisz.-chłopak przeniósł wzrok z ziemi na mnie.
-Maciek ja.. ja też powinnam cię przeprosić-wstałam, podeszłam do okna nie przestając mówić- Nie powinnam była mówić ci tego przez telefon, ja nie wiem dlaczego tak postąpiłam, chyba po prostu się bałam twojej reakcji. Znam się tak długo, a mimo to z każdym dniem poznaję cię na nowo- mówiąc to czułam jak po moim policzku spływa łza. Maciek zauważając to podniósł się, podszedł i mnie przytulił mocno do siebie.
-Obiecuję ci, że naszej przyjaźni już nic nie złamie, nigdy-szepnął mi do ucha i delikatnie przez przypadek musnął je swoimi ustami, a po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz . Ścisnął mnie jeszcze mocniej po czym wypuścił z uścisku- Czyli wszystko po staremu?-spytał.
-Tak, wszystko po staremu-uśmiechnęłam się i otarłam łzy.
-To ja już będę leciał. Mam kawałek do Limanowej. Do zobaczenia-uśmiechnął się szeroko i już miał wychodzić kiedy ze schodów niemalże zbiegł Kamil.
-No co ty będziesz się po nocach tłukł autobusami. Zostań już u nas-zaproponował po czym patrząc na zupełnie zdezorientowanego Maćka dodał szybko- Ewka mnie zabije jak cię teraz wypuszczę.
Wszyscy popatrzyliśmy po sobie po czym wybuchliśmy śmiechem.
-No to chyba nie mam wyjścia-odpowiedział brunet-to gdzie mam się rozgościć?
-Proponuję salon ewentualnie pokój gościnny ale tamtejsze łózko jest nie wygodne, zresztą kanapa też za wygodna nie jest- stwierdziłam, za co Kamil zgromił mnie wzrokiem.
-To może niech Maciek śpi u ciebie skoro wszędzie indziej tak nie wygodnie-dodał ze cwanym uśmieszkiem. Tym razem to ja zgromiłam brata wzrokiem i pozostawiając to bez komentarza udałam się do swojego pokoju.
-To ja chyba zostanę na tej kanapie tutaj. Dobranoc- rzucił się na kanapę, ściągnął buty i nakrywszy się kocem i ułożył się do snu.
-No jak chcesz. To dobranoc- powiedział Stoch i udał się na piętro do swojej sypialni...
-Maciek ja.. ja też powinnam cię przeprosić-wstałam, podeszłam do okna nie przestając mówić- Nie powinnam była mówić ci tego przez telefon, ja nie wiem dlaczego tak postąpiłam, chyba po prostu się bałam twojej reakcji. Znam się tak długo, a mimo to z każdym dniem poznaję cię na nowo- mówiąc to czułam jak po moim policzku spływa łza. Maciek zauważając to podniósł się, podszedł i mnie przytulił mocno do siebie.
-Obiecuję ci, że naszej przyjaźni już nic nie złamie, nigdy-szepnął mi do ucha i delikatnie przez przypadek musnął je swoimi ustami, a po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz . Ścisnął mnie jeszcze mocniej po czym wypuścił z uścisku- Czyli wszystko po staremu?-spytał.
-Tak, wszystko po staremu-uśmiechnęłam się i otarłam łzy.
-To ja już będę leciał. Mam kawałek do Limanowej. Do zobaczenia-uśmiechnął się szeroko i już miał wychodzić kiedy ze schodów niemalże zbiegł Kamil.
-No co ty będziesz się po nocach tłukł autobusami. Zostań już u nas-zaproponował po czym patrząc na zupełnie zdezorientowanego Maćka dodał szybko- Ewka mnie zabije jak cię teraz wypuszczę.
Wszyscy popatrzyliśmy po sobie po czym wybuchliśmy śmiechem.
-No to chyba nie mam wyjścia-odpowiedział brunet-to gdzie mam się rozgościć?
-Proponuję salon ewentualnie pokój gościnny ale tamtejsze łózko jest nie wygodne, zresztą kanapa też za wygodna nie jest- stwierdziłam, za co Kamil zgromił mnie wzrokiem.
-To może niech Maciek śpi u ciebie skoro wszędzie indziej tak nie wygodnie-dodał ze cwanym uśmieszkiem. Tym razem to ja zgromiłam brata wzrokiem i pozostawiając to bez komentarza udałam się do swojego pokoju.
-To ja chyba zostanę na tej kanapie tutaj. Dobranoc- rzucił się na kanapę, ściągnął buty i nakrywszy się kocem i ułożył się do snu.
-No jak chcesz. To dobranoc- powiedział Stoch i udał się na piętro do swojej sypialni...
Następnego
dnia obudził mnie dźwięk silnika samochodowego, pisk opon i huk trzaskających
drzwi. Wyciągnęłam rękę po telefon ,aby sprawdzić, która jest godzina. ‘Siódma rano, przecież to jest środek nocy’ pomyślałam.
Z głębi domu czuć było intensywny zapach kawy. Leniwie
podniosłam się z łóżka, zrobiłam koka, umyłam twarz i zeszłam na dół do kuchni,
w której od rana szalał ,jak się okazało, mój brat. Rozejrzałam się niepewnie dookoła szukając
Maćka.
-A gdzie Maciek?- spytałam Kamila.
-Wyszedł przed chwilą. Przyjechała po niego Natalia-odpowiedział. Przeniosłam wzrok na brata kiedy ten dostrzegł moje zdziwione spojrzenie ciągnął dalej -Ach... bo ty nic nie wiesz, to siadaj do śniadania zaraz ci opowiem.
Wszystkie słowa Kamila odbijały mi się echem w głowie. Maciek ma dziewczynę, no kto by pomyślał, że ten niesamowicie ambitny, zapatrzony w skoki i wieczny dzieciak się zakocha.
-Podejrzewam, że sam ci o wszystkim opowie jak się spotkacie na spokojnie- stwierdził Kamil zjadając kolejny kawałek naleśnika-Czemu nie jesz?
-Nie jestem głodna, nie mam ochoty na nic-odpowiedziałam patrząc się tępo w ścianę. Sama nie rozumiałam swojego zachowania. Przecież Maciek był tylko moim przyjacielem.
-Chyba nie potrzebnie ci o tym mówiłem-odpowiedział ze smutkiem w głosie. Spojrzałam na brata i lekko się uśmiechnęłam. Po parunastu minutach bezczynności wstałam i bez słowa opuściłam pomieszczenie. Poszłam do pokoju gdzie szybko się przebrałam i po cichu wyszłam z domu. Wsiadłam do busa i ruszyłam do Zakopanego, w którym znalazłam się po paru minutach. Wysiadłam przy dworcu i udałam się pod skocznię. Wielka Krokiew, jedno z moich ulubionych miejsc w Zakopanym. Usiadłam na ławce. Wszędzie było pusto, ani jednej żywej duszy. Słońce już od rana mocno grzało, rozsiadłam się wygodne i przymknęłam oczy. Jednak nie długo było dane mi ncieszyć się ciepłymi promieniami słonecznymi gdyż coś przysłoniło mi całkowicie słońce. Kiedy otworzyłam oczy krzyknęłam głośno, po czym podskoczyłam z ławki, a po chwili wybuchłam głośnym śmiechem. Na wprost mnie stał Manuel Fettner. Nie wiele myśląc rzuciłam się mu na szyję, a chłopak objął mnie i roześmiał się serdecznie.
-Ale mnie przestraszyłeś!- wykrzyczałam po niemiecku.
-Oj, wiesz, że nie chciałem-odpowiedział mi puszczając mnie z uścisku i wyszczerzył się.
-Co ty tu robisz? Sam przyjechałeś?- spytałam na co chłopak znowu się roześmiał.
-No co ty, nie chciałoby mi się samemu. Przyjechaliśmy i zaczynamy tutaj sezon treningowy
-I czemu ja nic o tym nie wiedziałam?!-ponownie krzyknęłam, przybrałam minę obrażonego dziecka i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Fettner popatrzył na mnie po czym złapał mnie za rękę i pociągną za sobą
- Dokąd mnie ciągniesz? Ja nigdzie nie idę dopóki się nie wytłumaczysz- jednak moje groźby, godne pięcioletniego dziecka zdały się na nic. Przyciągnął mnie do siebie, wziął na plecy i ruszył w kierunku skoczni.
-Manuel puszczaj! Postaw mnie na ziemię w tej chwili, słyszysz?- jednak jakiekolwiek prośby również nic nie poskutkowały. Chłopak szedł żwawo w kierunku krzesełek, na których zawodnicy wjeżdżają na sam szczyt skoczni. Gdy już do nich doszliśmy dopiero wtedy mnie odstawił na jedno z krzesełek i zasiadł obok mnie.
-No to teraz już wiesz dokąd chciałem cię zaciągnąć-ponownie się wyszczerzył. Nie pytając już o nic również się uśmiechnęłam do przyjaciela. Byłam ciekawa co on znowu wymyślił. Gdy już dojechaliśmy na górę Fetti wyskoczył pierwszy i pobiegł kawałek przede mną nakazując mi iść za sobą.
-Chłopaki! Chłopaki! Patrzcie kogo przywiozłem ze sobą!- zawołał i teatralnym gestem zaprezentował swój nabytek, czyli mnie. Chłopcy lekko zdziwieni moją obecnością prędko oprzytomnieli i ruszyli mi na powitanie.
-Ania! Co ty tu robisz?- zapytał niezwykle ucieszony moją obecnością Morgi.
-Hm.. przyszłam na spacer, kiedy to spotkałam tego oto osobnika-ciągnęłam dalej wskazując na Manuela- a raczej zostałam przez niego uprowadzona i przywieziona tu do was na górę.
Wszyscy wybuchli głośnym śmiechem jednak bardzo szybko się uciszyli, bo zbliżał się Pointner.
-O, kogo to ja widzę, moja ulubiona pani fotograf. Wpadłaś nas odwiedzić?
-Tak, można tak powiedzieć-odpowiedziałam zmieszana patrząc na ciągle uśmiechniętego Fettnera.
-Bardzo nam miło-zwrócił się do mnie po czym dodał- dobra chłopaki na dziś starczy oględzin, wszystko załatwione. Jutro punkt siódma rano zaczynamy trening, na dziś to wszystko.
-To znaczy, że mamy wolne?- spytał jeden z Austriaków.
-Tak. tylko błagam spokojnie się zachowujcie- odrzekł z powagą Pointner i odszedł. Wszyscy szczęśliwi ruszyli do kolejki by zjechać na dół.
-No to co maleńka, idziemy gdzieś na miasto- Fettner bardziej stwierdził niż zapytał i już chciał mnie objąć, gdy Morgi szybkim ruchem ręki zrobił to pierwszy.
-No pewnie, że idziemy, ale wszyscy-odparł z naciskiem na słowo wszyscy czym spowodował, że mina Manuela zrzedła.
-A gdzie jest Gregor?- spytałam zupełnie zmieniając temat rozmowy, zapomniałam o nim kompletni.e Chłopaki spojrzeli po sobie z nieciekawymi minami.
-Widzisz... bo nasz Gregor znalazł sobie dziewczynę- odpowiedział mi z przekąsem Morgi.
-Pusta blondynka, leci na kasę- dodał Fettner za co blondyn nieznacznie zgromił go wzrokiem- No co się tak patrzysz. Taka prawda, nikt jej nie lubi. Jeszcze jej imię, Sandra. Ten to zawsze sobie kogoś znajdzie-przeciągną swoją wypowiedź brunet.
Gdy zjechaliśmy już na dół ruszyliśmy w kierunku COS-u. Oczywiście droga nie obyła się bez niespodzianek. Pod bramą ośrodka spotkaliśmy Gregora z Sandrą. Chłopak zwrócił oczy w naszym kierunku. Wyglądał przekomicznie. Zupełnie tak jakby zobaczył ducha, jak się domyślam tym duchem byłam ja...______________________________________________________
Witam. Oto i drugi rozdział. Co by tu więcej powiedzieć, wiem, że to dopiero początek i może dlatego komentarzy jest tak mało ale mam nadzieję, że z każdym postem będzie ich przybywać, anonimowe, z konta jakiekolwiek byleby były szczere. Jeśli coś piszę nie tak(np.interpunkcja) to bardzo proszę mi to powiedzieć lub macie jakieś sugestie dotyczące ogólnie wyglądu bloga(np. rozmiar czcionki itp.).
-A gdzie Maciek?- spytałam Kamila.
-Wyszedł przed chwilą. Przyjechała po niego Natalia-odpowiedział. Przeniosłam wzrok na brata kiedy ten dostrzegł moje zdziwione spojrzenie ciągnął dalej -Ach... bo ty nic nie wiesz, to siadaj do śniadania zaraz ci opowiem.
Wszystkie słowa Kamila odbijały mi się echem w głowie. Maciek ma dziewczynę, no kto by pomyślał, że ten niesamowicie ambitny, zapatrzony w skoki i wieczny dzieciak się zakocha.
-Podejrzewam, że sam ci o wszystkim opowie jak się spotkacie na spokojnie- stwierdził Kamil zjadając kolejny kawałek naleśnika-Czemu nie jesz?
-Nie jestem głodna, nie mam ochoty na nic-odpowiedziałam patrząc się tępo w ścianę. Sama nie rozumiałam swojego zachowania. Przecież Maciek był tylko moim przyjacielem.
-Chyba nie potrzebnie ci o tym mówiłem-odpowiedział ze smutkiem w głosie. Spojrzałam na brata i lekko się uśmiechnęłam. Po parunastu minutach bezczynności wstałam i bez słowa opuściłam pomieszczenie. Poszłam do pokoju gdzie szybko się przebrałam i po cichu wyszłam z domu. Wsiadłam do busa i ruszyłam do Zakopanego, w którym znalazłam się po paru minutach. Wysiadłam przy dworcu i udałam się pod skocznię. Wielka Krokiew, jedno z moich ulubionych miejsc w Zakopanym. Usiadłam na ławce. Wszędzie było pusto, ani jednej żywej duszy. Słońce już od rana mocno grzało, rozsiadłam się wygodne i przymknęłam oczy. Jednak nie długo było dane mi ncieszyć się ciepłymi promieniami słonecznymi gdyż coś przysłoniło mi całkowicie słońce. Kiedy otworzyłam oczy krzyknęłam głośno, po czym podskoczyłam z ławki, a po chwili wybuchłam głośnym śmiechem. Na wprost mnie stał Manuel Fettner. Nie wiele myśląc rzuciłam się mu na szyję, a chłopak objął mnie i roześmiał się serdecznie.
-Ale mnie przestraszyłeś!- wykrzyczałam po niemiecku.
-Oj, wiesz, że nie chciałem-odpowiedział mi puszczając mnie z uścisku i wyszczerzył się.
-Co ty tu robisz? Sam przyjechałeś?- spytałam na co chłopak znowu się roześmiał.
-No co ty, nie chciałoby mi się samemu. Przyjechaliśmy i zaczynamy tutaj sezon treningowy
-I czemu ja nic o tym nie wiedziałam?!-ponownie krzyknęłam, przybrałam minę obrażonego dziecka i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Fettner popatrzył na mnie po czym złapał mnie za rękę i pociągną za sobą
- Dokąd mnie ciągniesz? Ja nigdzie nie idę dopóki się nie wytłumaczysz- jednak moje groźby, godne pięcioletniego dziecka zdały się na nic. Przyciągnął mnie do siebie, wziął na plecy i ruszył w kierunku skoczni.
-Manuel puszczaj! Postaw mnie na ziemię w tej chwili, słyszysz?- jednak jakiekolwiek prośby również nic nie poskutkowały. Chłopak szedł żwawo w kierunku krzesełek, na których zawodnicy wjeżdżają na sam szczyt skoczni. Gdy już do nich doszliśmy dopiero wtedy mnie odstawił na jedno z krzesełek i zasiadł obok mnie.
-No to teraz już wiesz dokąd chciałem cię zaciągnąć-ponownie się wyszczerzył. Nie pytając już o nic również się uśmiechnęłam do przyjaciela. Byłam ciekawa co on znowu wymyślił. Gdy już dojechaliśmy na górę Fetti wyskoczył pierwszy i pobiegł kawałek przede mną nakazując mi iść za sobą.
-Chłopaki! Chłopaki! Patrzcie kogo przywiozłem ze sobą!- zawołał i teatralnym gestem zaprezentował swój nabytek, czyli mnie. Chłopcy lekko zdziwieni moją obecnością prędko oprzytomnieli i ruszyli mi na powitanie.
-Ania! Co ty tu robisz?- zapytał niezwykle ucieszony moją obecnością Morgi.
-Hm.. przyszłam na spacer, kiedy to spotkałam tego oto osobnika-ciągnęłam dalej wskazując na Manuela- a raczej zostałam przez niego uprowadzona i przywieziona tu do was na górę.
Wszyscy wybuchli głośnym śmiechem jednak bardzo szybko się uciszyli, bo zbliżał się Pointner.
-O, kogo to ja widzę, moja ulubiona pani fotograf. Wpadłaś nas odwiedzić?
-Tak, można tak powiedzieć-odpowiedziałam zmieszana patrząc na ciągle uśmiechniętego Fettnera.
-Bardzo nam miło-zwrócił się do mnie po czym dodał- dobra chłopaki na dziś starczy oględzin, wszystko załatwione. Jutro punkt siódma rano zaczynamy trening, na dziś to wszystko.
-To znaczy, że mamy wolne?- spytał jeden z Austriaków.
-Tak. tylko błagam spokojnie się zachowujcie- odrzekł z powagą Pointner i odszedł. Wszyscy szczęśliwi ruszyli do kolejki by zjechać na dół.
-No to co maleńka, idziemy gdzieś na miasto- Fettner bardziej stwierdził niż zapytał i już chciał mnie objąć, gdy Morgi szybkim ruchem ręki zrobił to pierwszy.
-No pewnie, że idziemy, ale wszyscy-odparł z naciskiem na słowo wszyscy czym spowodował, że mina Manuela zrzedła.
-A gdzie jest Gregor?- spytałam zupełnie zmieniając temat rozmowy, zapomniałam o nim kompletni.e Chłopaki spojrzeli po sobie z nieciekawymi minami.
-Widzisz... bo nasz Gregor znalazł sobie dziewczynę- odpowiedział mi z przekąsem Morgi.
-Pusta blondynka, leci na kasę- dodał Fettner za co blondyn nieznacznie zgromił go wzrokiem- No co się tak patrzysz. Taka prawda, nikt jej nie lubi. Jeszcze jej imię, Sandra. Ten to zawsze sobie kogoś znajdzie-przeciągną swoją wypowiedź brunet.
Gdy zjechaliśmy już na dół ruszyliśmy w kierunku COS-u. Oczywiście droga nie obyła się bez niespodzianek. Pod bramą ośrodka spotkaliśmy Gregora z Sandrą. Chłopak zwrócił oczy w naszym kierunku. Wyglądał przekomicznie. Zupełnie tak jakby zobaczył ducha, jak się domyślam tym duchem byłam ja...______________________________________________________
Witam. Oto i drugi rozdział. Co by tu więcej powiedzieć, wiem, że to dopiero początek i może dlatego komentarzy jest tak mało ale mam nadzieję, że z każdym postem będzie ich przybywać, anonimowe, z konta jakiekolwiek byleby były szczere. Jeśli coś piszę nie tak(np.interpunkcja) to bardzo proszę mi to powiedzieć lub macie jakieś sugestie dotyczące ogólnie wyglądu bloga(np. rozmiar czcionki itp.).